czwartek, 30 stycznia 2014

Zniewolony. 12 Years a Slave

źródło: imdb.com

...czyli niewolnictwo w technicolorze

Kto? 
Steve McQueen, z którym zaczynam mieć coraz większy problem. Debiutancki, dobrze skrojony "Głód" zaostrzył apetyt na kolejne produkcje, a świetnie zapowiadający się "Wstyd" potwierdził wprawdzie umiejętność budowania obrazów, jednak rzecz okazała się tak mocno wycyzelowana, że zabrakło głębi, czegoś "między słowami" (i nie była to spacja) - może dlatego, że słów tam znowu zbyt wiele nie padło. W "Zniewolonym" McQueen znowu udowadnia, że swoje rzemiosło zna, ale rzemieślników mamy w kinie wielu, artystów - niekoniecznie.

Plastyka jako obowiązkowy przedmiot w szkołach
Jako dziecko pozbawione talentów manualnych nienawidziłem plastyki. Nie wiem, czy jakiś jej odpowiednik znajdował się w planie nauczania szkoły, do której chodził reżyser, ale podejrzewam, że nie i w "Zniewolonym" McQueen kompensuje sobie ten brak. Film kipi od kolorów na tyle, że kwestia niewolnictwa jakimś cudem schodzi na nieco dalszy plan. Obraz jest przeestetyzowany tak bardzo (chyba tylko "Pachnidło" zrobiło na mnie podobnie złe wrażenie pod tym względem), że w każdej chwili spodziewałem się fabularnego twistu i pojawienia się jakiegoś superbohatera, który w tym świecie jak z obrazka zrobiłby rozpieprz, rzucił kilka przekleństw, zagrał na stereotypach. Słowem - spodziewałem się, że ktoś włączy znienacka "Django".


Tara ta ta ta ta ra (ntino)
Oczywiście McQueen to nie Tarantino (i dobrze, jeden wystarczy), porusza się w innej estetyce, z czego zarzutu czynić nie można. Ale ze sposobu opowiadania - już tak, a to jest właśnie największy problem tej produkcji - uładzona, ugrzeczniona, skrojona pod Oscara dosłownie krzyczy  DAJCIE MI STATUETKĘ. A ja nie lubię, gdy filmy na mnie krzyczą.

A teraz, dzieci, otwórzcie książeczki na stronie dwunastej
- Czy to nowy sekator, Scherlocku?
- Niezupełnie, mój drogi Watsonie.
źródło: imdb.com 
Jest tu oczywiście parę fajnych pomysłów. Pierwszą sceną reżyser rzuca nas na głęboką wodę, ale tylko na chwilę, bo zaraz retrospekcją prowadzi widza do szkółki niedzielnej, usadza go w ławce z resztą widowni i każe podziwiać każdą kreskę w swoim pejzażu, każdy dialog, każdy element fabuły. Co z tego, że ciekawie obsadzeni są Fassbender i Cumberbatch, skoro bardzo szybko orientujemy się, jakie postacie przyszło im kreować i jak w związku z tym się zachowają. W efekcie całość jest przewidywalna w podobnym stopniu, co wynik meczu piłkarskiego pomiędzy Polską a Hiszpanią.

Run McQueen run
Główny bohater wypowiada w pewnym momencie znaczącą kwestię: I don't want to survive. I want to live. Podobne słowa powinien wziąć sobie do serca reżyser: nie rób po prostu filmów. Rób filmy świetne. Cały czas wierzę, że potrafisz.

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz