czwartek, 30 stycznia 2014

Zniewolony. 12 Years a Slave

źródło: imdb.com

...czyli niewolnictwo w technicolorze

Kto? 
Steve McQueen, z którym zaczynam mieć coraz większy problem. Debiutancki, dobrze skrojony "Głód" zaostrzył apetyt na kolejne produkcje, a świetnie zapowiadający się "Wstyd" potwierdził wprawdzie umiejętność budowania obrazów, jednak rzecz okazała się tak mocno wycyzelowana, że zabrakło głębi, czegoś "między słowami" (i nie była to spacja) - może dlatego, że słów tam znowu zbyt wiele nie padło. W "Zniewolonym" McQueen znowu udowadnia, że swoje rzemiosło zna, ale rzemieślników mamy w kinie wielu, artystów - niekoniecznie.

Plastyka jako obowiązkowy przedmiot w szkołach
Jako dziecko pozbawione talentów manualnych nienawidziłem plastyki. Nie wiem, czy jakiś jej odpowiednik znajdował się w planie nauczania szkoły, do której chodził reżyser, ale podejrzewam, że nie i w "Zniewolonym" McQueen kompensuje sobie ten brak. Film kipi od kolorów na tyle, że kwestia niewolnictwa jakimś cudem schodzi na nieco dalszy plan. Obraz jest przeestetyzowany tak bardzo (chyba tylko "Pachnidło" zrobiło na mnie podobnie złe wrażenie pod tym względem), że w każdej chwili spodziewałem się fabularnego twistu i pojawienia się jakiegoś superbohatera, który w tym świecie jak z obrazka zrobiłby rozpieprz, rzucił kilka przekleństw, zagrał na stereotypach. Słowem - spodziewałem się, że ktoś włączy znienacka "Django".

środa, 29 stycznia 2014

American Hustle

...czyli amerykański sen znów jest kolorowy
źródło: http: blogs.artinfo.com/

Kto? 
David O. Russell, czyli Pan Krzywa Wznosząca - jego ostatnie filmy zostały przyjęte bardzo dobrze, ale też, co może nawet istotniejsze, Oscary zgarniali dzięki nim aktorzy. Za "Fightera" statuetkę przytulili Melissa Leo i Christian Bale (oboje drugoplanowo), a po "Poradniku pozytywnego myślenia" nagrodę sięgnęła Jennifer Lawrence. Ostatnia dwójka może powtórzyć sukces i tym razem, choć Lawrence, mimo że jak zwykle genialna, ma w swojej kategorii Julię Roberts, której Oscar należy się bez apelacji, odwołania i słowa skargi. Poza wymienioną dwójką Russell sięgnął jeszcze po sprawdzonych we wspomnianych tytułach Roberta De Niro (wyrazisty, ale epizod), Amy Adams (cudna) i Bradleya Coopera (niech mu aktorstwo wybaczone będzie).

wtorek, 28 stycznia 2014

Sierpień w hrabstwie Osage

źródło: hollywoodreporter.com
...czyli Eat the fish bitch!

Kto?
John Wells, który jako reżyser ujawnił się ledwo 3 lata temu w "The Company Men". Obraz nie zdobył żadnych nagród, ale przy okazji ujawniło się jeszcze coś - aktorzy z naprawdę niezłymi nazwiskami chętnie podejmują współpracę z Wellsem i do tego jeszcze wrócimy.

Czyje nazwiska wyświetlają się w czołówce jako pierwsze?
No to wracamy. Odpowiedź na pytanie brzmi: Kerry Barden i Paul Schnee, czyli dwójka ludzi odpowiedzialna za casting właśnie. Tyle gwiazd na tak małej przestrzeni da się uświadczyć jeszcze chyba tylko na fladze Unii Europejskiej, a trzeba dodać, że każda z nich jest na właściwym miejscu i czuje się w swojej roli fantastycznie (czego już nie można powiedzieć o reprezentowanych przez unijne gwiazdki państwach). Wielkiej (wielkiej? gigantycznej!) roli Meryl Streep nie ma co wspominać, decyzja o Oscarze dla niej powinna już dawno leżeć w zalakowanej kopercie i czekać na właściwy moment. Ale idźmy dalej - pamiętacie jakąś naprawdę dobrą rolę Julii Roberts? Dla tych, którzy kojarzą ją głównie z notorycznie puszczanych w TVP reklam kolejnej powtórki "Pretty Woman" film będzie dużym zaskoczeniem. Jeśli to nie jest dla aktorki życiowy występ, zobowiązuję się karnie obejrzeć "Pretty Woman". Dwa razy.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Ona

źródło: imdb.com
...czyli Jezus Maria, komputer mnie kocha!

Kto?
Spike Jonze, zamieszany wcześniej w tyle produkcji, że trudno je wszystkie wymienić, ale przede wszystkim producent znakomitej "Synecdoche, New York", co daje kredyt na zrobienie 10 gniotów (i jeszcze by zostało).

Jak popełnić ogromnny błąd?
Wszyscy, którzy choć trochę interesują się filmem przed jego obejrzeniem, wiedzą już, że pomysł fabularny zawiera się w zdaniu "bohater zakochuje się w systemie operacyjnym". Podejrzewam, że większa część populacji na coś takiego zareaguje uniesieniem brwi i pozostawieniem karty kredytowej na swoim miejscu, czyli "Jej" nie obejrzy. Co może się okazać największym błędem repertuarowym przy okazji aktualnych Oscarów.

sobota, 25 stycznia 2014

Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia

...czyli głodnemu film zrobili

Kto?
źródło: imdb.com
Nie Gary Rose (reżyser pierwszej części) i nie żaden z trójki scenarzystów w nią zaangażowanych. Francis Lawrence najbardziej znany jest z solidnego "Jestem legendą", a jego zatrudnienie oznaczało podwojenie obecnych w projekcie osób o nazwisku Lawrence - tych nigdy za wiele. Tym bardziej, że rozpatrywana była kandydatura m.in. Alfonso Cuaróna, a nie wydaje mi się, żeby Jennifer było dobrze w skafandrze.

Czy zasada sequela gorszego od oryginału została złamana?
Tak, ale tylko połowicznie - bo sequel nie jest też lepszy, to ten sam poziom, co "jedynka". Ciągną go zatem przede wszystkim dwie rzeczy: ogromna staranność w kreacji świata przedstawionego oraz dobry casting. Elizabeth Banks, Woody Harrelson i Lenny Kravitz ponownie tworzą barwną świtę skupioną wokół głównej bohaterki, za to niespecjalnie duże pole do popisu ma Donald Sutherland, który wspominał w wywiadach, że sam zabiegał o poszerzenie swojej roli - wygląda na to, że niepotrzebnie. Na szczęście jest jeszcze Philip Seymour Hoffman, który automatycznie podnosi poziom wszystkiego, w czym gra, nawet jeśli jest to tylko akcyjniak w rodzaju Mission Impossible III (gdzie mieliśmy nawet dwóch Seymourów Hoffmanów, zasada podobna jak przy Lawrence'ach).