środa, 5 lutego 2014

Frances Ha

źródło: imdb.com
...czyli kino ma trudniej, ale jest dobre na dietę

Kto? 
Noah Baumbach, zajmujący się kinem dość niszowym, niespecjalnie jeszcze doceniony. Dekadę temu nakręcił "Walkę żywiołów" - zgrabną, dobrze zagraną obyczajówkę o tym, że wszyscy wszystko (nie mylić ze: wszystkich) pieprzą. Później jego największym sukcesem było dołożenie się do scenariusza "Fantastycznego Pana Lisa", a "Frances Ha" mogłaby ten stan rzeczy (czyli brak większych dokonań) zmienić. No ale nie zmieni.

Dlaczego Baumbachowi ten film nie pomoże?
Bo jest spóźniony. Już od ładnych paru lat krytycy powtarzają tezę o wyższości (dobrego) serialu nad kinem i trudno odmówić im racji - w rozłożonej na wiele odcinków sadze znacznie łatwiej wiarygodnie opowiedzieć historię niż okrawając rzecz do 120 czy 90 minut. W tym wypadku wyższość serialu potwierdza się również ze względów chronologicznych - pierwsze było jajko były "Dziewczyny".


Kiedy zaczniemy dorastać?
Prawdopodobnie nigdy - i o tym traktuje "Frances Ha". Obecne są w niej wszystkie zagadnienia właściwe wiekowi tuż-po-studiach: pierwsza (kiepska) praca, pierwsza (jeszcze gorsza) płaca, problemy mieszkaniowe, nieudane związki no i Najlepsza Przyjaciółka - atrybut, bez którego podobna formuła nie może się już obejść. Tyle że to wszystko już widzieliśmy, właśnie m.in. w świetnych (głównie w pierwszym sezonie) "Dziewczynach". Greta Gerwig (tytułowa Frances) jest taką ładniejszą wersją Leny Dunham - nazwisk aktorów zamiast postaci używam nieprzypadkowo: pierwsza dołożyła się do scenariusza filmu (a jej rodziców grają prawdziwi państwo Gerwig), druga jest twórcą serialu. Sytuacja ich bohaterek jest właściwie nierozróżnialna, za to drastycznie inna jest przyjęta przez reżyserów forma.

200% artyzmu w artyzmie
- Myślicie, że to karaluch?
- Udawajmy, że go tu nie ma, to może sobie pójdzie.
źródło: imdb.com 
Czarno-biała taśma, specyficzna muzyka i mocno uwypuklona naturalność - tak tę formę można opisać w bardzo dużym skrócie. Zabieg z brakiem kolorów okazał się dość udany, z jednej strony stanowi to w końcu wyróżnik tego dość oczywistego w przekazie dzieła, z drugiej - prowadzi obraz w kierunku uniwersalizmu. Kiedy Frances jedzie na krótką wycieczkę do Paryża, telefonuje do swojej przyjaciółki i właściwie mogłaby powiedzieć, że jest w dowolnym miejscu na ziemi. "Odmiastowienie" charakteryzuje cały ten film, Baumbach skupił się na wnętrzach - ciasnych mieszkaniach i nieładzie w pokojach, jakby chcąc jeszcze bardziej podkreślić bałagan w życiu swoich bohaterów, wiedzionym oczywiście w warunkach równie marnych, co jego reszta.

Dlaczego oni się uśmiechają?
Przyznam bez bicia, że od reżysera "Walki żywiołów" oczekiwałem brutalnej prawdy - nazwania przewijających się przez ekran postaci po imieniu (z angielska zdaje się brzmi to "young adult"), zabrania im tej cukierkowatej otoczki a'la Hollywood, która magicznym sposobem chroni bohaterów przed popadnięciem w długi, straceniem życiowych celów, a nawet przed złym humorem. Nic takiego się jednak nie dzieje - owszem, w filmie jest idealny moment, w którym przyjacielskie relacje wiszą na włosku i wszystko może pójść w drzazgi, potem jednak rzeczy się prostują i deus ex cukierek poziom cukru rośnie aż do Wielkiego Finału z Metaforą. Ochota na kremówki przechodzi po nim na parę miesięcy.

6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz