sobota, 15 lutego 2014

Syberia, Monamour

źródło: imdb.com
...czyli filmy z przecinkiem w tytule rządzą

Kto?
Slava Ross. Debiutant.

Jak uzdrowić przemysł filmowy?
Wysłać wszystkich tych ćwierćreżyserów z USA (i 1/8-reżyserów od nas) do Rosji. Tylko tam nauczą się, jak z kawałka lasu, konia, wozu i kilku psów zrobić świetne kino.

Jak uzdrowić gospodarkę i nakarmić głodujące dzieci?
Tak samo. Wyobrażam sobie, jak przebiegały rozmowy nad budżetem "Syberii". To musiało być mniej więcej coś takiego:
- Macie na ten film tyle i tyle.
- Nie no, bez przesady, zrobimy za połowę.
- To zróbcie za ćwierć.


Jak po prostu spędzić przyjemnie czas?
Obejrzeć debiut Rossa. Po -nastu seansach filmów Smarzowskiego (ktoś poza nim w ogóle kręci w Polsce filmy?) zatopienie się w brutalnej historii będzie... chwilą wytchnienia. Bo i ten brutalizm u obu reżyserów wygląda inaczej: u Polaka bohaterowie topią się w coraz większej beznadziei, a wykreowany świat praktycznie nie dopuszcza innej możliwości, niż morusanie się w bagnie. Z kolei Rosjanin, cały czas obracając się w kręgu niekoniecznie lśniących charakterów, wydobywa na światło dzienne również bardziej pozytywne zachowania - nawet, jeśli zdajemy sobie sprawę, że w tej konkretnej rzeczywistości pozytywne elementy na dłuższą metę nie będą miały racji bytu, nie mówiąc już o zaistnieniu bohaterów jednoznacznie "dobrych". Ale w tym właśnie siła kina Rossa: w dawaniu widzowi chwili oddechu, w wieloznaczności postaci z ich postawami oraz bagażem doświadczeń, wreszcie w osadzeniu całej akcji na tle przyrody - monumentalnej, przeważnie groźnej, ale też zostawiającej człowiekowi cień szansy. O ile ten zechce z niej skorzystać, czyli zabierze ze sobą broń lub... wiarę w Boga. Ten przez większą część akcji wydaje się nieobecny, ale w nieprzyjaznym środowisku okazuje się jedynym punktem zaczepienia - zarówno dla tego, kto oddaje Mu cześć modlitwą, jak i dla złodzieja, próbującego wykraść ikonę, jeden z nielicznych przedmiotów przedstawiających tu jakąkolwiek wartość.

- Znowu rzepa na obiad?
- Znowu.
źródło: imdb.com
Taka fabuła byłaby u nas nie do pomyślenia - rozbijający się po kraju żołnierze, którzy w ramach pełnienia obowiązków chleją na umór i szukają prostytutek. Broń w rękach młodego rekruta, ale też samotnej matki. Wioska na końcu świata, gdzie psy... sporo szczekają, nazwana ironicznie "Monamour". Fabuła może chwilami wydać się nierealistyczna, postacie przerysowane, ale dużo wyraźniej i tak wyczuwa się tu prawdę o ludzkich zachowaniach i wyborach moralnych. W tym właśnie siła podobnego kina - w umiejętności "sprzedania" tematów, na których poległo już więcej twórców, niż jest drzew w syberyjskich lasach. Kto wie, czy Rosja do takiego właśnie handlu nie nadaje się najlepiej.

9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz